Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!
 Dokument bez tytułu
Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!


terraexim


cenyrolnicze

 zuromin


polnet




Na Ziemi Opolskiej

 

Wywiad z lekarzem weterynarii Piotrem Krasowskim - specjalistą chorób świń

 

W bieżącym roku obchodzi Pan 10-cio lecie pracy zawodowej. Od kiedy zajmuje się Pan trzodą chlewną?

 

- Rzeczywiście, w maju mija 10 lat mojej pracy. W lutym1996 roku odpowiedziałem na ofertę pracy w wielkotowarowej fermie trzody chlewnej (2500 loch stada podstawowego) w obecnym województwie lubuskim. Od tamtej pory moja praktyka faktycznie stała się „monogatunkowa”. W tamtych czasach w naszym zawodzie nie było łatwo wystartować młodemu adeptowi wydziału Medycyny Weterynaryjnej. W sprywatyzowanych lecznicach nie było możliwości odbycia stażu i nabrania odpowiedniego doświadczenia. Całe studia miałem świadomość, że będę musiał się wyspecjalizować w jednej dziedzinie. Zadecydował los, za co mogę mu tylko dziękować. Miałem to szczęście, że znalazłem się we właściwym miejscu i o właściwej porze. Dzięki ogromnemu entuzjazmowi, otwarciu na nowości oraz ambicji ówczesnego prezesa spółki, będącej właścicielem fermy, miałem unikalną okazję zdobywania wiedzy i doświadczenia w zawodzie, pod okiem najlepszych specjalistów-praktyków, lekarzy weterynarii i zootechników z Europy Zachodniej i Polski. Tam też poznałem wybitnego naszego specjalistę w dziedzinie hyopatologii - Pana Profesora Zygmunta Pejsaka, pod którego przewodnictwem miałem zaszczyt ukończyć studia specjalizacyjne. Po odejściu z mojej „fermy nauczycielki” postanowiłem spróbować swoich sił w pracy na własny rachunek.

 

Jak dalej potoczyła się Pana kariera?

 

Praktykowałem w fermach wielkotowarowych w północno-zachodniej Polsce nabierając coraz większego doświadczenia i utwierdzając się w przekonaniu, że jeden lekarz weterynarii jest w stanie, w sposób ciągły, opiekować się jednocześnie bardzo dużą liczbą świń, rozmieszczonych w fermach oddalonych od siebie niejednokrotnie o setki kilometrów. Było to ogromne doświadczenie wymagające jednocześnie dużego poświęcenia i zaangażowania, ponieważ nasza infrastruktura komunikacyjna nie dorosła jeszcze do wymagań współczesnej gospodarki. W tamtym czasie niejednokrotnie zdarzało mi się pokonywać po naszych polskich drogach nawet 10 000 km miesięcznie. Zajmowało to ogromną ilość czasu. Z czasem ograniczyłem swoje wyjazdy przede wszystkim ze względów rodzinnych. W roku 2000 wróciłem do korzeni, czyli na Opolszczyznę.

 

Jak obecnie wygląda Pańska praca - lekarza specjalisty chorób trzody chlewnej?

 

Obecnie praktykuję przede wszystkim w fermach średnio i drobnotowarowych (skala od 20 do 200 macior), głównie na terenie województwa opolskiego. Współpracuję z grupą bardzo wdzięcznych klientów. Mam tutaj na myśli przede wszystkim rozwojowy charakter tych ferm oraz ich sprawność finansową. W większości są to ludzie młodzi, którzy nie tylko chętnie inwestują w swoje gospodarstwa, ale otwarci są także na nowoczesne rozwiązania oraz pomysły.

  

Na czym polega współpraca Pana doktora z hodowcami?

 

Generalnie stawiam na profilaktykę i właściwe zarządzanie stadem. Standardowe wizyty odbywam średnio raz na trzy tygodnie lub w zależności od potrzeby i sytuacji zdrowotnej. Wspólnie z właścicielem dokonujemy oględzin kolejnych działów produkcji, zwracając uwagę na zgromadzone informacje dotyczące poszczególnych grup zwierząt. Należą do nich przede wszystkim:

 

· Skuteczność pokryć/inseminacji - pierwotnie potwierdzana przeze mnie badaniem ciąży u samic powyżej 4 tygodni od pokrycia/inseminacji,

 

· Liczba żywo-, martwo- urodzonych prosiąt oraz liczba mumifikatów,

 

· Liczba padnięć w poszczególnych grupach i określonych etapach produkcji (porodówka, odchowalnia, tucz),

 

· Przyrosty, mierzone na podstawie przeważeń lub przyżyciowo (podczas sprzedaży),

 

· Zużycie paszy na 1 kg przyrostu,

 

· Liczba tuczników sprzedanych od statystycznej maciory z gospodarstwa w ciągu roku.

 

Informacje te są cyklicznie uzupełniane przez laboratoryjne badania monitoringowe oraz okresowe badanie poubojowe. W przypadku konieczności wykonywane są sekcje padłych zwierząt, niejednokrotnie zakończone szczegółowym badaniem laboratoryjnym zwłok.

 

Dopiero po takim kompletnym wglądzie w sytuację zdrowotną zwierząt na fermie ustalany jest program profilaktyczny (90% leków zużywanych na fermach służy profilaktyce) i sposób postępowania ze zwierzętami. Każde gospodarstwo wymaga oczywiście indywidualnego traktowania, w zależności od występujących problemów.

 

Właścicieli i personel doszkalam na bieżąco w zakresie doraźnej pomocy weterynaryjnej oraz podstawowych zabiegów. W razie jakichkolwiek wątpliwości jesteśmy w stałym kontakcie telefonicznym a w szczególnych sytuacjach interweniuję osobiście.

 

Czy jest to standardowe postępowanie?

 

Tak, standardowe, jednak współpracę z nowymi klientami zazwyczaj zaczynam od ugaszenia najbardziej palących problemów. Dopiero następnym etapem jest uświadomienie właścicielowi, że na tym rzecz się nie kończy, że dopiero teraz naprawdę możemy zacząć pracować nad stadem. Czasami wiąże się to z prawdziwą rewolucją na fermie, szczególnie w zakresie organizacji produkcji.

 

Czy nie obawia się Pan, że taki „przeszkolony” hodowca zrezygnuje z Pańskich usług?

 

Nie obawiam się bo jest to dopiero początek naszej wspólnej przygody. Dalszy etap to ciągłe udoskonalanie, tzw. „dopieszczanie” detali, które musi trwać przez cały czas funkcjonowania fermy. Tym bardziej, że czysta wiedza weterynaryjna jest jedynie uzupełnieniem całej rozciągłości wiedzy związanej z produkcją świń. Moi farmerzy zdają sobie z tego sprawę. Poza tym staram się dostarczać im nowych bodźców do współpracy, systematycznie podnosząc swoje kwalifikacje i standard wykonywanych usług.

 

W ostatnim czasie zawiązała się grupa kilkunastu lekarzy weterynarii hyopatologów, do której i Pan należy. Organizujecie spotkania w swoim gronie, na które zapraszacie wybitnych fachowców w interesujących was dziedzinach. Czy wymiana doświadczeń i pogłębianie wiedzy to jedyne przesłanie tej grupy?

 

Jest to główny cel naszej współpracy. Co więcej wyniknie w przyszłości trudno przewidzieć. Na pewno będziemy wspierać się wzajemnie i na innych płaszczyznach np. społeczno-zawodowej, być może i gospodarczej. Niedawno odbyliśmy bardzo pouczające spotkanie z szefem największego w Danii zespołu lekarzy weterynarii hyopatologów. Myślę, że w przyszłości integracja naszej grupy zawodowej wyjdzie wszystkim na zdrowie.

 

Tym bardziej, że wśród naszych klientów takie zjawisko jest coraz bardziej powszechne. Silny klient będzie wymagał silnego usługodawcy-opiekuna.

 

Na czym skupia Pan największą uwagę w swojej pracy zawodowej?

 

To co powiem nie cieszy się jeszcze powszechną aprobatą wśród lekarzy weterynarii ani wśród hodowców, szczególnie tych rozpoczynających ze mną współpracę, u których moje postępowanie wzbudza niejednokrotnie zdziwienie. W swojej pracy zawodowej oprócz tego, że jestem lekarzem, staram się być również zootechnikiem. Moim przewodnikiem w tej dziedzinie był niemiecki zootechnik, który nauczył mnie obserwować i rozumieć świnie. Wiedza weterynaryjna tak naprawdę uzupełnia wiedzę zootechniczną o świniach.

 

Co więc odgrywa kluczową rolę w produkcji trzody chlewnej?

 

Nie można tego określić jednym zdaniem. Według mnie w pierwszym rzędzie sposób zarządzania stadem i żywienie, któremu szczególnie ostatnio, po roku obfitującym w tanie kiepskie zboża, poświęcam wiele uwagi.

 

Co Pan uznaje za swój największy sukces zawodowy?

 

Ciągle rosnące grono moich klientów, ich lojalność i zaufanie, jakim mnie obdarzają oraz dobre wyniki osiągane wspólnie z najlepszymi klientami - np. w jednym z gospodarstw osiągnęliśmy zużycie paszy łącznie ze stadem podstawowym na poziomie 2,8 kg na kg sprzedanego żywca, przy średniej mięsności 58-59%.

 

Największa troska, zagrożenie?

 

Bałagan legislacyjny. Brak kontroli (głównie weterynaryjnej) nad stadami zarodowymi rodzimych ras świń.

 

 Czego Panu Doktorowi życzyć na przyszłość?

 

 Myślę, że utrzymania obecnej tendencji rozwojowej.

 

Tego zatem życzę, jak również wszelkiej pomyślności w pracy zawodowej i w życiu osobistym. Dziękuje za rozmowę.

 

 

pekol

Bieżący numer

Sklepik internetowy