Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!
 Dokument bez tytułu
Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!


terraexim


cenyrolnicze

 zuromin


polnet




Hyopatolog i samorządowiec

 

Wywiad z lek. wet. Piotrem Matybą – specjalistą z Kleczewa

 

Czy wybór miejsca pracy jako lekarza weterynarii zajmującego się chorobami trzody chlewnej był dla Pana dziełem przypadku czy też może wynikiem przemyślanej decyzji?

 

Ukończyłem studia weterynaryjne na SGGW w Warszawie już blisko 22 lata temu i przez cały czas mojej działalności zawodowej nie zmieniałem miejsca pracy, pozostając na stałe związany z Kleczewem w powiecie konińskim w Wielkopolsce. Trafiłem tutaj jako stypendysta i pracowałem w państwowej służbie weterynaryjnej w PZLZ, a po zmianach demokratycznych prowadzę własną (w budynku wykupionej lecznicy) przychodnię weterynaryjną, cały czas najwięcej uwagi poświęcając problemom związanym z trzodą chlewną.

 

Ponad dwadzieścia lat pracy w jednym regionie to spory bagaż doświadczeń, ale i chyba okazja do pewnych podsumowań?

 

Jest mi chyba dobrze w Kleczewie, bo nigdy nie myślałem o zmianie miejsca pracy a moje doświadczenie pozwala na obserwacje zmian w hodowli i rolnictwie regionu pogranicza wschodniej Wielkopolski i Kujaw z pewnym dystansem i (pewnie pochlebiam sobie) obiektywizmem. Te obserwacje jednoznacznie wskazują na ewidentne zmiany idące w kierunku ścisłej specjalizacji w produkcji zwierzęcej. W moim rejonie działania produkcja trzody chlewnej w sektorze indywidualnym zawsze była na niezłym poziomie, choć mocno rozdrobniona. W chwili obecnej, w sposób niejako automatyczny, dochodzi do koniecznych i uzasadnionych ekonomicznie zmian w kierunku powiększania gospodarstw, zwiększania produkcji, a co za tym idzie, przed hodowcą i lekarzem pojawiają się nowe wyzwania i konieczność ścisłej współpracy. Można by rzec, że lekarz i hodowca wspólnie dojrzewają do nowych sytuacji epizootycznych, żywieniowych i tych związanych z rozrodem. Specjalizacja w weterynarii jest więc koniecznością i na szczęście stała się faktem a wiek XXI jest wiekiem rozwoju wysoko wyspecjalizowanych usług, co podkreślał na jednym z ostatnich wykładów specjalizacyjnych nasz autorytet hyopatologiczny Profesor Zygmunt Pejsak.

 

Istnieje zatem oczywista potrzeba doskonalenia umiejętności i pogłębiania wiedzy zarówno hodowców jak i lekarzy weterynarii?

 

Oczywiście tak, ja sam miałem niewątpliwą przyjemność i zaszczyt być słuchaczem i absolwentem pierwszego kursu specjalizacyjnego chorób trzody chlewnej, który był uwieńczeniem wcześniejszego uczestnictwa w konferencjach i kursach organizowanych przez Pana Profesora Zygmunta Pejsaka. Obok rzetelnej wiedzy hyopatologicznej było to forum wymiany bezcennych dla mnie doświadczeń w gronie lekarzy praktyków, miejsce dyskusji, okazja dla zadzierzgnięcia przyjaźni i nawiązania wielu kontaktów.

 

Z tej wypowiedzi wynika, że ogromne znaczenie miało w Pańskiej pracy zawodowej podjęcie w Instytucie Weterynaryjnym w Puławach studiów podyplomowych z zakresu chorób trzody chlewnej?

 

Nie będzie chyba przesadą, gdy podzielę moje życie zawodowe na dwa etapy; przed i po specjalizacji z zakresu chorób świń, choć to określenie jest chyba za wąskie, powinno się raczej używać terminu „hyopatologia”, bo zakres wiedzy koniecznej dla współczesnego lekarza wykracza daleko poza wiedzę ściśle związaną li tylko z chorobami trzody. Bez widzenia kontekstu, tła żywieniowego warunków dobrostanu zwierząt i bardzo szeroko widzianego rozrodu trzody, lekarz próbujący leczyć stado porusza się po omacku.

 

Jaka jest struktura gospodarstw utrzymujących świnie, w których przyszło Panu pracować?

 

W mojej praktyce spotykam się głównie z gospodarstwami średniej i małej wielkości ze stadami 20-50 loch (współpracuję tylko z dwoma większymi), które w moim odczuciu w znacznej większości dobrze rokują co do przyszłości w branży trzodowej, ponieważ wciąż mają sporo tzw. rezerw produkcyjnych i dają lekarzowi dużą satysfakcję w pracy. Ich podstawowe zalety to duża elastyczność w podejmowaniu decyzji finansowych i technologicznych, podatność na innowacyjność, chęć stałego podnoszenia swojej wiedzy, wreszcie wielka determinacja i „serce” w pracy we własnym gospodarstwie jego właścicieli. Nie bez znaczenia jest też aspekt wpływu na środowisko, w tym wypadku prawie neutralny oraz coraz wyższy poziom dobrostanu w gospodarstwach tej wielkości.

 

Małe jest piękne, chciało by się rzec, ale przecież małe fermy to też problemy?

 

 

Oczywiście, życie lekarza weterynarii nie jest usłane tylko różami i niesie ze sobą szereg problemów, jednak,

Bieżący numer

Sklepik internetowy