Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!
 Dokument bez tytułu
Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!


terraexim


cenyrolnicze

 zuromin


polnet




Na granicy Kielecczyzny i Małopolski

 

Wywiad z lekarzem weterynarii Stanisławem Pędziwiatrem - specjalistą chorób świń

 

Jest Pan jednym z kilkudziesięciu specjalistów chorób świń w Polsce. Czy w codziennej praktyce weterynaryjnej zajmuje się Pan wyłącznie trzodą chlewną?

Jeszcze 10 lat temu w swojej praktyce lekarskiej zajmowałem się wszystkimi gatunkami zwierząt. Ostatnie 15 lat w naszym kraju zaowocowało ogromnymi zmianami. Zmienił się również obraz polskiej wsi. Powstające nowe duże podmioty gospodarcze, w tym wielkie fermy przemysłowe świń, wymusiły na nas - lekarzach weterynarii - ścisłą specjalizację. Choć w moim najbliższym otoczeniu, w promieniu kilkunastu kilometrów, istniały gospodarstwa drobnotowarowe, do których obsługi specjalizacja nie była mi potrzebna, widząc to, co się dzieje, podjąłem decyzję o studiach podyplomowych. Podjąłem decyzję trafną, bo wkrótce i w mojej okolicy, również przy moim udziale, zaczęły powstawać duże gospodarstwa hodowlane i wiedza nabyta w czasie studiów podyplomowych bardzo się przydała.

 

Z jakimi gatunkami zwierząt styka się Pan doktor w swojej pracy najczęściej?

Mogę powiedzieć, że 90% moich codziennych zajęć zawodowych zajmuje trzoda chlewna. Z uwagi na to, że jesteśmy rodziną weterynaryjną – syn specjalizuje się w rozrodzie zwierząt i chorobach koni, synowa w małych zwierzętach, przypada mi czasem w trakcie ich nieobecności załatwić przypadki „z ich podwórka”.

 

Na czym polega codzienna praca Pana doktora?

Moja codzienna praca nie ogranicza się tylko do praktyki weterynaryjnej. Prowadzimy rodzinną firmę Wet-Rol i zatrudniamy kilka osób. Zajmujemy się działalnością z zakresu kompleksowej obsługi rolnictwa hodowlanego, zaopatrzeniem w pasze, urządzenia hodowlane, materiał hodowlany – jestem dealerem loszek PIC, prowadzimy doradztwo hodowlane i szkolenie hodowców, kojarzymy związki i grupy hodowców trzody chlewnej, organizując i ułatwiając sprzedaż prosiąt i tuczników. Ponadto posiadamy stację produkcji nasienia knurów i prowadzimy sprzedaż nasienia tych zwierząt. To wszystko sprawia, że mój dzień pracy rozpoczyna się wieczorem poprzedniej doby, kiedy to planujemy zajęcia na dzień następny. Bardzo dużą część „dobo-pracy”, bo to nie jest tylko dzień pracy, stanowią rozmowy telefoniczne z moimi klientami. Dzwonią hodowcy, nawet z odległych zakątków kraju, którzy chcą się czegoś dowiedzieć, poradzić, umówić. Rozwój telefonii komórkowej i poczty elektronicznej sprawił, że człowieka wszędzie znajdą i nawiążą z nim kontakt. Dwa dni w tygodniu przeznaczam tylko na obsługę najbliższego terenu, a są to m.in. nadzory nad skupem i ubojem zwierząt. Nadzory weterynaryjne i badanie mięsa czyni moją pracę zawodową bardziej kompletną i to zarówno w aspekcie diagnostyki chorób, jak i kontroli jakościowej w sensie doboru odpowiednich krzyżówek świń. Przy tej okazji mam możliwość testowania nasienia naszych knurów.

 

Jak wygląda struktura gospodarstw na terenie, w którym Pan pracuje?

Struktura wsi północnej Małopolski to stosunkowo duże rozdrobnienie gospodarstw, ale też szybkie zmiany na rzecz specjalizacji produkcji. Powstaje coraz więcej średnich gospodarstw hodowlanych w przedziale 30-100 loch. Hodowcy otwierają się na unowocześnienie produkcji, zaczynają korzystać z programów pomocowych UE, jednym słowem, wieś zaczyna przypominać kształt wsi towarowej.

 

Z jakimi problemami najczęściej borykają się hodowcy trzody chlewnej w fermach, które Pan obsługuje?

Tak się składa, że od kilku miesięcy nie mam większych problemów zdrowotnych w obsługiwanych fermach. Chcę tu jednak zaznaczyć, że z chwilą uruchomienia własnej stacji produkcji nasienia knurów w roku 2002 postanowiłem zająć się fermami średnimi, które w Polsce posiadają bardzo duże rezerwy produkcyjne i są wdzięcznym dla mnie tematem. Ponieważ swoją przygodę z fermami zaczynałem w większości przypadków od początku ich powstania, mógłbym ułożyć pewną chronologię zdarzeń chorobowych. Otóż na początku były problemy z biegunkami, zwłaszcza wczesnego okresu życia prosiąt, z którymi można uporać się stosunkowo najłatwiej, a efekty pracy dla lekarza są bardzo widoczne. Gorzej jest z chorobami układu oddechowego, które pojawiają się w późniejszym okresie istnienia fermy, a zwalczanie ich trwa o wiele dłużej i wymaga dużej wiedzy i doświadczenia od lekarza i pełnego zrozumienia przez hodowcę. Do niepokojących zjawisk w hodowli świń muszę zaliczyć nawrót choroby nosoryjowej, która dosyć szybko rozprzestrzenia się w wielu gospodarstwach hodowlanych, dlatego uczulam hodowców, aby przy zakupie zwierząt hodowlanych i warchlaków do tuczu przestrzegali zasad bioasekuracji.

 

W jaki sposób kontroluje Pan status zdrowotny zwierząt w obsługiwanych chlewniach?

Stan zdrowotny fermy oceniam przede wszystkim według dokumentacji fermowej, oceny klinicznej istniejących zwierząt, badań laboratoryjnych i badań poubojowych.

 

Diagnostyczne badania laboratoryjne – współczesnemu lekarzowi weterynarii niewątpliwie ułatwiają podjęcie właściwej decyzji. Czy Pańscy hodowcy myślą podobnie? Czy chętnie korzystają z możliwości, jakie daje dzisiejsza diagnostyka laboratoryjna?

Diagnostykę laboratoryjną wykorzystujemy w stanach trudnych, w uciążliwych przypadkach chorobowych, przy małej skuteczności leczenia. Dla bezpieczeństwa produkcji uważam, że monitoring zdrowotny stada w oparciu o badania laboratoryjne powinien być prowadzony systematycznie szczególnie w fermach, gdzie bioasekuracja stada nie jest najlepsza. Zdecydowana większość właścicieli ferm „oszczędza” na badaniach laboratoryjnych. Uważam, że diagnostyka laboratoryjna i inseminacja świń to dwie dziedziny, które będą mieć w Polsce coraz większe znaczenia, są tu bardzo duże możliwości i jeszcze większe rezerwy. W dzisiejszych zagrożeniach chorobowych, przy stosowaniu przerzutów zwierząt udział diagnostyki laboratoryjnej jest koniecznością. W tym miejscu wypada powiedzieć, że diagnostyka laboratoryjna w fermach drobiowych znalazła większe zastosowanie, aniżeli w hodowlach świń.

 

Jak postrzega Pan rolę specjalisty chorób świń we współczesnej medycynie weterynaryjnej?

Rolą współczesnego specjalisty chorób świń jest utrzymanie takiego statusu zdrowotnego fermy, aby przy minimalnych nakładach finansowych, właściciel, czyli hodowca osiągnął maksymalne zyski z zachowaniem zasad produkcji bezpiecznego dla konsumenta mięsa. Dlatego lekarz obsługujący fermę powinien mieć kompletną wiedzę z zakresu techniki i technologii produkcji oraz weterynarii.

 

Czy wiedzę zdobytą w ramach kształcenia podyplomowego można wykorzystać w takiej praktyce weterynaryjnej, jaką Pan prowadzi?

Nie wyobrażam sobie pełnej współpracy z hodowcami bez kształcenia podyplomowego, które trwa permanentnie. Pan prof. Pejsak zadbał o to, aby lekarze kończący specjalizację nie kończyli jej z chwilą zdania egzaminu, lecz mieli kontakt i dostęp do bieżącej wiedzy. Spotykamy się kilka razy w roku na różnego typu sympozjach, wystawach hodowlanych, zjazdach koleżeńskich, otwarciach tak bardzo potrzebnych jak chociażby laboratorium San-Vitu w Gnieźnie. Mogę powiedzieć, że ta specjalizacja jest kontynuowana ciągle. Lekarze, którzy nie kontynuują jej wypadają z rynku i dołączają do grupy lekarzy „uniwersalnych”.

 

Czy współpracuje Pan z innymi lekarzami weterynarii i lecznicami?

Współpraca lekarza specjalisty z innymi lekarzami czy lecznicami jest w fazie dojrzewania. Na tym etapie, na którym jesteśmy dzisiaj bardzo trudno jest mówić o szczerej bezinteresownej współpracy. Dotyczy to lekarzy wolnej praktyki, ale głównie lekarzy inspekcji weterynaryjnej. Logika i pragmatyzm hodowlany nie zawsze idą w zgodzie z polskimi przepisami. Jeśli do tego dołożymy kwestie ambicjonalne, nierówność materialną zainteresowanych podmiotów, pychę lub głupotę, czy nadmierną zachłanność wówczas możemy powiedzieć, że tej współpracy nie ma. W moim przypadku mogę powiedzieć, że mam umiarkowane doświadczenie w tej materii.

 

Czy łatwo jest osiągnąć sukces w pracy lekarza weterynarii – specjalisty chorób świń?

Na sukces w pracy składa się szereg czynników, takich jak zdrowie, kompetentne przygotowanie zawodowe, walory osobiste (wygląd, pracowitość, obycie międzyludzkie), dobry teren (wdzięczny klient)... Jeśli do tego dołożymy jeszcze szczęście - możemy powiedzieć, że odnieśliśmy sukces. Dobrze byłoby, aby ten sukces zawodowy obejmował wszystkie sfery życia człowieka a więc moralną, materialną i rodzinną. Trzeba powiedzieć, że zazwyczaj sukces współcześnie pracującego lekarza weterynarii nie jest ani łatwy ani wieczny. Trzeba zachować dużo pokory i umiejętnie wysłuchiwać każdego potrzebującego.

 

Co dostarcza Panu najwięcej satysfakcji zawodowej?

Powiem coś, za co wielu posądzi mnie o brak szczerości, ale ci, którzy mnie znają, tak nie pomyślą: „Cieszę się, kiedy komuś pomogę”. Mój sukces zawodowy jest sukcesem rolnika – hodowcy i odwrotnie. Jestem szczęśliwy, że wykonuję taki zawód, w którym mogę realizować się pomagając potrzebującym. Mam pełną świadomość tego, jak wiele mamy jeszcze do zrobienia my lekarze weterynarii. Polska wieś również ta nie fermowa potrzebuje dobrych i kompetentnych lekarzy weterynarii. Mamy bardzo dużo do nadrobienia. Podniesienie wiedzy rolniczej, a hodowlanej w szczególności, może dać bardzo poważny impuls do rozwoju polskiej wsi. Musimy przekonać naszych polityków, aby pieniądze przeznaczone na oświatę rolniczą trafiały również do tych, co krzewią wiedzę dzisiaj za darmo.

 

Proszę powiedzieć, co uważa Pan doktor za swój największy sukces zawodowy?

Najtrudniej jest oceniać siebie, bo ponoć jesteśmy najlepsi. Nie lubię na takie pytania odpowiadać. Ale skoro zastało mi ono zadane to powiem, że z punktu widzenia lekarskiego moim osiągnięciem zawodowym było opracowanie 23 lata temu metody leczenia tężca u koni. Udało mi się wyleczyć z tej nieuleczalnej choroby większość przypadków, szczególnie koni młodych. Obecnie w mojej okolicy konie na owies zostały zastąpione końmi mechanicznymi, a ja zająłem się organizowaniem hodowców trzody chlewnej. Zorganizowanie grup producentów trzody chlewnej na terenie rozdrobnionej Małopolski dało mi wielką satysfakcję osobistą, zwłaszcza, że w połowie lat 90-tych, kiedy rozpoczynałem pracę nad organizowaniem tychże grup, nikt nie wierzył w sukces.

 

Czy znajduje Pan czas na odpoczynek, oderwanie się od obowiązków, hobby?

Urlopów dłuższych niż tydzień nie byłbym w stanie wykorzystać. Korzystam z aktywnego wypoczynku, dużo podróżuję po Polsce i Europie. Moje hobby sportowe to tenis. Natomiast ulubionym moim zajęciem w wolnych chwilach jest ogród i kontakt w roślinami, szczególnie winoroślą. W miarę upływu lat odczuwam coraz bliższą łączność człowieka z przyrodą. Harmonia świata roślin i zwierząt i obecność w tym świecie człowieka jest dla mnie coraz bardziej fascynująca.

 

Serdecznie dziękuję za rozmowę.

 

 

pekol

Bieżący numer

Sklepik internetowy