Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!
 Dokument bez tytułu
Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!


terraexim


cenyrolnicze

 zuromin


polnet




Od zawsze na Kujawach

 

Wywiad z doktorem Krzysztofem Wilczyńskim – specjalistą chorób świń

 

Jest Pan jednym z kilkudziesięciu specjalistów chorób świń w Polsce. Czy w codziennej praktyce weterynaryjnej zajmuje się Pan wyłącznie trzodą chlewną?

 

- Nie tylko. OHZZ sp. z o.o. w Chodeczku, w którym obecnie pracuję, zajmuje się także hodowlą bydła mlecznego. Jest to stado ok. 350 krów o wydajności 9 500 litrów mleka. Tak wysoka wydajność niesie za sobą wiele sytuacji, które każą cały czas trzymać rękę na pulsie, monitorować stan zdrowotny stada, reagować najszybciej jak tylko można w sytuacjach zagrożenia. Nie mniej jednak większą ,,sympatią’’ darzyłem trzodę chlewną, a poza tym wydawało mi się, że właśnie w tej dziedzinie moja wiedza wymaga aktualizacji.

 

W jaki sposób narodził się pomysł, aby specjalizować się właśnie w tym kierunku?

 

- Mając na co dzień do czynienia z tak dużą populacją świń zdawałem sobie sprawę jak szybko wiedza zdobyta na studiach staje się niewystarczająca. Po otwarciu granic pojawiło się wiele nieznanych wcześniej jednostek chorobowych, którym musieliśmy stawić czoło – możliwość brania udziału w zajęciach kursu specjalizacyjnego stwarzało niepowtarzalną okazję, aby nauczyć się przezwyciężać nowe problemy.

 

Podyplomowe studium specjalizacyjne ukończył Pan trzy lata temu. Czy zdobyta wówczas wiedza zmieniła sposób wykonywania przez Pana zawodu lekarza weterynarii? Czy pozyskane wiadomości udało się wykorzystać w praktyce?

 

- Na pewno tak. W wielu wypadkach zmienił się punkt widzenia w podejściu do chorób, z którymi wcześniej miałem możliwość spotkać się w swojej praktyce zawodowej. Nauczyłem się także nowych metod zarządzania stadem, co wpłynęło na osiągnięcie lepszych wyników hodowlanych.

 

Z jakimi problemami najczęściej borykają się hodowcy trzody chlewnej na Kujawach?

 

- Problemy hodowców na Kujawach nie odbiegają od kłopotów rolników w innych regionach Polski. Jeżeli chodzi o choroby trzody chlewnej to największą bolączką są PRRS i choroby układu oddechowego. Występowanie ich wiąże się z dużymi stratami hodowlanymi, zwiększeniem wydatków na leczenie i profilaktykę. W sytuacji niestabilności cen sprzedaży, stale rosnących kosztów produkcji, a także nowych wyzwań związanych z akcesją Polski do UE polski hodowca nie ma łatwego zadania. Musi sobie jednak zdawać sprawę, że właśnie w tak niesprzyjającej sytuacji ekonomicznej nie może sobie pozwolić na pseudooszczędności, które w konsekwencji obrócą się przeciwko niemu.

 

Gospodarstwo, którym się Pan zajmuje uzyskało Certyfikat Zdrowotny Polskiego Związku Hodowców i Producentów Trzody Chlewnej „Polsus”. Czy utrzymanie wysokiego statusu zdrowotnego świń w takiej fermie wymaga dużo wysiłku od lekarza weterynarii?

 

- Przy odpowiednio ustawionych procedurach i zasadach bioasekuracji można taki status osiągnąć. Jednak cały czas trzeba zwracać uwagę na zagrożenia związane z importem materiału hodowlanego i genetycznego, kwarantannę i aklimatyzację. Nie bez znaczenia jest także dobra współpraca z personelem pracującym na fermie, a także osobami mającymi pośredni wpływ na hodowlę - przedstawicielami firm farmaceutycznych i paszowych.

 

Diagnostyczne badania laboratoryjne – współczesnemu lekarzowi weterynarii niewątpliwie ułatwiają podjęcie właściwej decyzji. Czy Pańscy hodowcy myślą podobnie? Czy chętnie korzystają z możliwości, jakie daje dzisiejsza diagnostyka laboratoryjna?

 

- W większości tak. Diagnostyka laboratoryjna jest niezbędna do właściwego rozpoznania wielu chorób i ustalenia odpowiedniego leczenia. Hodowcy zdają sobie sprawę, że skuteczność postępowania zależy od prawidłowego określenia zagrożenia, z którym mamy do czynienia. Odpowiednia interpretacja wyników badań daje taką możliwość. Dlatego jestem pewien, że wykorzystanie diagnostyki laboratoryjnej będzie coraz powszechniejsze.

 

Każdemu lekarzowi zdarzają się tzw. ciężkie przypadki - sytuacje, które niezwykle trudno jest rozwikłać samodzielnie - czy w razie wątpliwości szuka Pan pomocy? Czy konsultuje się Pan z kolegami?

 

- Mam wrażenie, że w obecnych czasach lekarzowi pracującemu indywidualnie jest o wiele trudniej. Często spotykam się z problemami, które stwarzają dużo kłopotów. Jestem jednak w tej dogodnej sytuacji, że zawsze mogę liczyć na pomoc kolegów – lekarzy weterynarii, których poznałem na kursie specjalizacyjnym w Puławach. Częste spotkania oraz konferencje, które wspólnie organizujemy, stwarzają możliwość wymiany doświadczeń praktycznych, których wartość dorównuje, a czasem nawet przewyższa wiedzę merytoryczną.

 

Co dostarcza Panu najwięcej satysfakcji zawodowej?

 

- Największą satysfakcję zawodową daje mi możliwość pomagania hodowcom w rozwiązywaniu ich problemów. Nie bez znaczenia pozostają także spotkania naukowe, dzięki którym mam możliwość poznania nowych ciekawych osób, bycia na bieżąco z nowościami w dziedzinie weterynarii.

 

Jak wygląda praca specjalisty na co dzień? Czy jest czas na odpoczynek, oderwanie się od obowiązków?

 

- Praca lekarza weterynarii, szczególnie zajmującego się dużymi zwierzętami, niezależnie od tego, czy ma się specjalizację czy nie, jest tak samo ciężka, gdyż wiąże się zarówno z wysiłkiem fizycznym, jak i z uciążliwymi warunkami. Posiadanie tytułu specjalisty powoduje, że mam świadomość jeszcze większej odpowiedzialności za to co robię. Mimo natłoku obowiązków staram się wygospodarować czas na odpoczynek. Najlepiej „doładowuję akumulatory’’ na Mazurach.

 

Czy rodzina pozwala Panu Doktorowi choć na chwilę zapomnieć o sprawach zawodowych? Żona jest przecież także lekarzem weterynarii...

 

- Zawód żony nie wpływa niekorzystnie, ani na moją pracę, ani na czas wolny - wprost przeciwnie - zawsze mogę mieć nadzieję, że jako lekarz weterynarii lepiej zrozumie mnie w sytuacjach, które często nie pozostają bez wpływu na nasze życie rodzinne. Ponadto, żona jest specjalistą z zakresu żywienia zwierząt, dzięki czemu uzupełniamy się wzajemnie, a to niewątpliwie ułatwia mi współpracę z hodowcami.

 

Dziękując za wywiad życzę Panu Doktorowi wszystkiego najlepszego oraz wielu sukcesów, zarówno w życiu zawodowym, jak i osobistym.

 

 

pekol

Bieżący numer

Sklepik internetowy